No i po XVI Festiwalu Plus Camerimage...
O Camerimage można znaleźć wszystkie oficjalne informacje np. tutaj, ja natomiast skupię się na ocenie tego wydarzenie z punktu widza, przedstawiając kilka opinii, których na oficjalnych stronach festiwalu raczej się nie znajdzie.
Był to już szósty Festiwal Camerimage, na którym byłem i po raz kolejny nie rozczarował mnie, ba, wręcz zachwycił. Jak przystało na prestiżowy i największy na świecie festiwal filmowy poświęcony sztuce operatorów filmowych, tak i w tym roku rozmach imprezy przerósł oczekiwania fanów kina. Przede wszystkim ilość filmów – grubo ponad 200 filmów z całego świata oraz w pełni wykorzystanie wszystkich centrów filmowych – Teatru Wielkiego, multipleksu Silver Screen, kina Charlie oraz Łódzkiego Domu Kultury. Rok temu owszem, projekcje odbywały się we wszystkich tych miejscach, jednak w tym roku napięto grafik do granic możliwości – filmy były puszczane niemal ciągiem z krótkimi przerwami. Jednak trzeba nadmienić, że jedna rzecz się w porównaniu z ubiegłym rokiem nie zmieniła – o Łódzkim Domu Kultury można powiedzieć tyle dobrego, co i złego. Pomimo faktu, że wyświetlano w nim znaczną część repertuaru (m.in. wszystkie filmy w konkursie filmów dokumentalnych), to jakość obrazu i dźwięku odstawała mocno od tego, co można było oglądać i słyszeć w Teatrze Wielkim czy Silver Screenie, w kinie Charlie w tym roku ani razu się nie pojawiłem. Przykład: film „Senność”, podczas którego nagle zniknął dźwięk...
Z innych wpadek organizatorskich trzeba nadmienić największą z nich podczas projekcji filmu „Tulpan” z autorką zdjęć Jolantą Dylewską. Film, mimo iż produkcji niemiecko-polskiej, jest rosyjskojęzyczny. Spore zaskoczenie na widowni wywołał fakt, że... nie pojawiły się napisy. Po 10 minutach film przerwano na kilkanaście minut w celu naprawienia usterki, ale to co wydarzyło się w trakcie tego czasu sprawiło, że upewniłem się dlaczego ten festiwal powinien się odbywać i to właśnie w Łodzi. W czasie tej wymuszonej przerwy najpierw na scenę wyszedł Michał "Lonstar" Łuszczyński, od lat główny prowadzący i tłumacz imprezy (o którym jeszcze więcej poniżej) i przeprosił publiczność za tę nieprzyjemną niespodziankę, po czym na scenę weszła autorka zdjęć, pani Jolanta Dylewska, która łamiącym się głosem powiedziała, że ten film należy traktować jako jeden ciągły akt i wobec zaistniałego problemu wycofuje ona film z konkursu... I kiedy ona ledwo co mogła powstrzymać się od łez, reakcja publiczności sprawiła że poczułem się dumny z tego, że ten festiwal ma miejsce w Łodzi. Jedno głośne „Nie!” od widowni, wyjście p. Marka Żydowicza (pomysłodawcy i dyrektora festiwalu od początku jego istnienia) przeprosiny i podziękowanie dla publiczności... Piękna scena, naprawdę. I choć film przyznam szczerze mocno mnie rozczarował, to i tak dla takich scen warto było zjawić się w Teatrze Wielkim.
Inną chwilą, której wcześniej nie doświadczyłem przez tyle lat festiwalu, były owacje na stojąco dla filmu „Slumdog Millionare” aż do końca trwania napisów końcowych. Przyznam szczerze, dawno nie widziałem tak fantastycznego filmu, może sam koniec filmu owszem, przypomina typowe bollywoodzkie kino, ale tuż po obejrzeniu tego filmu nie miałem wątpliwości kto zdobędzie Złotą Żabę w konkursie głównym festiwalu, i tak też się stało. „Slumdog Millionaire” był poza wszelką konkurencją, gorąco polecam obejrzeć ten film.
A propos widowni, i w tym roku należą się jej wielkie pochwały. Każdy film był doceniany brawami, sale były bardzo często zajęte do ostatniego miejsca, widać było że widzowie przeżywają ten festiwal nie mniej niż twórcy, którzy przyjechali na ten festiwal do Łodzi. Właśnie, do miasta Łodzi... Jak powszechnie wiadomo, Łódź może pochwalić się najlepszą szkołą filmową w Polsce, która wydała na filmowy świat takich reżyserów jak m.in. Andrzej Wajda, Roman Polański, Krzysztof Kieślowski, Krzysztof Zanussi, Stanisław Bareja, Piotr Trzaskalski, Jerzy Skolimowski, nie zapominając o aktorach: Janusz Gajos, Małgorzata Foremniak, Cezary Pazura, Zbigniew Zamachowski, Jan Machulski, Agnieszka Dygant i wielu innych... Podczas Ceremonii Otwarcia tegorocznego festiwalu, na sam koniec ceremonii nie obyło się bez zgrzytu. Na scenie pojawił się Marek Żydowicz, który powiedział:
"Jesteśmy coraz lepsi, gala jest coraz krótsza. A teraz z Lonstarem będziemy się Państwu starali coś wytłumaczyć. Kraków ma Andrzeja Wajdę, który przekonał Japończyków, by wybudowali Centrum Manggha. Łódź ma wielu przyjaciół, jednym z nich jest David Lynch. Wielu z nich widzę tu na sali. Jest tu wielu przyjaciół z Rady Miasta, którzy popierają festiwal Plus Camerimage. Ale Łódź ma również pecha. Ponieważ leży w specyficznym, biednym regionie. Do tego stopnia biednym, ze władze regionu nie potrafią albo nie chcą pomóc w budowaniu Centrum Festiwalowego. Będę się przez ten tydzień zastanawiał, czy festiwal ma jeszcze rację bytu, nawet nie w innym mieście, ale w ogóle."
Przykre słowa, ale prawdziwe. Łódź kandyduje do miana Europejskiej Stolicy Kultury w 2016 roku, a zabija się takie inicjatywy jak wybudowanie Centrum Festiwalowego, które może stać się wielką szansą Łodzi na rozwój, na przyciągnięcie inwestorów, na nowe miejsca pracy. Pozostaje mieć nadzieję, że zarówno prezydent Łodzi Jerzy Kropiwnicki (o którego kompromitacji podczas Ceremonii Otwarcia nawet szkoda mi czasu pisać), jak i inni włodarze mojego miasta pójdą po rozum do głowy i zmienią swoje podejście. Podobnie mam nadzieje, że pan Marek również zmienił swoje podejście na nieco bardziej przychylne po chwilach takich jak podczas przerwy w filmie „Tulpan” - Łódź jest filmowo naprawdę wyjątkowym miastem i szkoda, gdyby ponownie trzeba było przenosić festiwal do innego miasta.
Mam świadomość, że w tej notce może panuje lekki chaos, ale jeszcze tylko dwie uwagi. Pierwsza z nich to niestety krytyka tegorocznej oprawy festiwalu.
Z całym szacunkiem dla twórcy, który zaprojektował ten layout – moim zdaniem jest on tragiczny. Rozumiem, że nie dało się osiągnąć ubiegłorocznego, jubileuszowego wzoru, ale żeby tak okaleczyć festiwal? Co on w ogóle przedstawia? W poprzednich latach owszem, może i projekty nie były piękne, ale też ani razu nie słyszałem tak wielu krytycznych opinii co w tym roku.
Druga uwaga to już pochwała dla osoby prowadzącej praktycznie cały festiwal, Michała Lonstara, odpowiedzialnego za tłumaczenie „na żywo” wypowiedzi polskich artystów na język angielski i vice versa. Ile ten człowiek znaczy od lat dla tego festiwalu niech sama za siebie mówi sytuacja wręczenia nagrody za Wybitne Osiągnięcia w Filmie Dokumentalnym dla Kazimierza Karabasza. Ten starszy artysta po odebraniu nagrody z rąk Bogdana Zdrojewskiego, Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, przemawiał długo, kilka minut, a tuż przed nim przemawiał jeszcze Minister – Lonstar nie miał okazji w międzyczasie tłumaczyć. Przyznam, że pod koniec podziękowań p. Karabasza nie miałem pojęcia jak zaczął on swoje przemówienie, a co dopiero słowa ministra Zdrojewskiego, jednak w tym momencie praktycznie każdy na sali przeżył szok, kiedy Lonstar zaczął tłumaczyć obie wypowiedzi, przytaczając naprawdę każde zdanie. Coś niesamowitego, nawet współprowadząca z nim ceremonię Hanna Lis musiała pochwalić pamięć kolegi.
I na sam koniec pozostaje mi życzyć wszystkim fanom sztuki filmowej jednego - do zobaczenia za rok (oby) w Łodzi na XVII Festiwalu Camerimage!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz