30 lipca 2009

Dziennikarzem być

Zaczynam (oby) serię trzech notek opisujących kilka spraw najbardziej interesujących w ostatnim czasie, z mojego punktu widzenia oczywiście. Pierwsza z nich będzie najbardziej osobista i opisze ostatni weekend, który spędziłem (głównie dzięki mojemu Bratu) jako dziennikarz/korespondent na Wembley Cup, towarzyskim turnieju piłkarskim rozgrywanym na tym słynnym stadionie w północnym Londynie.
(wszystkie zdjęcia mojego autorstwa)
Powinienem zacząć od tego, dlaczego w ogóle znalazłem się na tak wielkiej imprezie jako dziennikarz. Moje jedyne rodzeństwo jest od kilku lat jednym z redaktorów e-zinu igol.pl, magazynu piłkarskiego. Pisze sporadycznie artykuły, głównie na temat piłki brytyjskiej. Tym razem postanowił spróbować dostać akredytacje na Wembley Cup i, ku naszemu pozytywnemu zaskoczeniu, akredytację tę dostał nie tylko on, ale i moja skromna osoba. Co ciekawsze, byliśmy w piątek (pierwszy dzień turnieju) jedynymi przedstawicielami polskich mediów. W niedzielę, drugiego dnia trwania turnieju, do polskiej reprezentacji dołączyła do nas ekipa Polsatu News oraz jeden młody niezależny dziennikarz.
Dla mnie było to pierwsze zetknięcie się z profesjonalnym dziennikarstwem, w tym przypadku sportowym, zatem nie wiedziałem do końca czego mam się spodziewać. Byłem już w Polsce na lożach prasowych (m.in. Widzew - Legia), jednak jak można się domyślić porównanie tych dwóch przypadków to jak niebo i ziemia... Była to moja pierwsza wyprawa na Wembley, jedynie w sieci mogłem się dowiedzieć czegoś o tej największej sportowej arenie w Europie. Przede wszystkim zwróciłem uwagę na pojemność stadionu - 90.000 ludzi w jednym miejscu, to musi robić wrażenie, jednak (jeszcze) się o tym nie mogłem przekonać, gdyż najwyższa frekwencja podczas tego turnieju wyniosła "zaledwie" 57.100 i było to aż nazbyt widoczne na trybunach i w dopingu. "Jeszcze", bo już za półtora tygodnia ponownie zamelduję się na Wembley, tym razem już tylko jako kibic podczas meczu o Tarczę Dobroczynności, odpowiedniku angielskiego Superpucharu. Wtedy jestem pewny że stadion zapełni się do ostatniego krzesełka i komplet kibiców będzie wspierać Chelsea lub Manchester United w walce o to prestiżowe trofeum (ja znajdę się w niebieskiej części widowni).
Ale wracając do Wembley Cup. Pierwsze wrażanie - niezapomniane. Już sam widok stadionu zapiera dech, a co dopiero możliwość zobaczenia go od środka. Odprawa dziennikarska - kilka minut w kolejce po odbiór akredytacji, kontrola osobista, podróż windą, przejście kolejnymi korytarzami, odbiór materiałów prasowych i oto jesteśmy w loży. Sala pierwsza - kilkadziesiąt stanowisk, każdy z dostępem do internetu, na ścianie ogromny ekran ze SkyNews, stacją, która miała prawa do transmisji Wembley Cup. Póki co sala jeszcze pusta - zapełni się dopiero pod koniec dnia, kiedy redaktorzy będą prześcigać się w tym, kto pierwszy opublikuje relację. Przez oszklone drzwi przechodzimy do następnej sali, "kawiarni". Około dwudziestu stolików, przy każdym po cztery krzesła. Na ścianie kolejny ogromny ekran, ciągle nadający najświeższe wiadomości sportowe. Na środku sali bufet - przed pierwszym gwizdkiem jest to ogromny bukiet kanapek, w przerwie między meczami zmienia się w dania gorące. Jednak napisać "kanapek" to jak obrazić firmę cateringową... Dość powiedzieć, że były to jedne z najlepszych kanapek jakie w życiu jadłem. Napoje? Oczywiście, trzy lodówki z colą, colą light, spritem, fantą, wodą + napoje gorące: kawa, herbata, ilość nieograniczona. Po otrzymaniu godzinę przed meczem wyjściowych jedenastek można przejść na część właściwą loży prasowej.
Kilka rzędów krzesełek, każdy po około czterdzieści miejsc z dostępem do bezprzewodowej sieci, na każde dwa siedzenia przypada jeden ekran, na którym można z kilkusekundowym opóźnieniem oglądać trwający mecz, transmitowany przez sieć która akurat wykupiła prawa do transmisji. To kilkusekundowe opóźnienie jest wspaniałe - najpierw oglądasz wydarzenia na żywo, chwilę potem na ogromnych ekranach na stadionie (sygnał jest wysyłany bezpośrednio tam, bez opóźnienia), a potem oglądasz akcję "na żywo" na swoim ekranie i chwilę potem w kolejnej powtórce (sygnał wraca z rozdzielni). System ten jest idealny dla dziennikarzy - ma kilka szans na wychwycenie kto strzelał, kto podawał, kto... etc., aczkolwiek i tak nadal nierzadko zdarza się pytanie osoby obok o powyższe niejasności. Dla porównania - na polskich stadionach na porządku dziennym są okrzyki wśród dziennikarzy "wiecie kto podawał?" i odpowiedzi przesyłane tę samą drogą, głównie z powodu złej widoczności tego co się dzieje na boisku oraz braku telewizyjnych powtórek. Co do montażu ekranów dla dziennikarzy - Wembley jest specyficznym miejscem, ponieważ nie ma najmniejszego ryzyka, że jakiekolwiek wydarzenie (nie mówię o koncertach) rozgrywane na tej arenie nie będzie transmitowane przez jakąkolwiek telewizję.
Bycie korespondentem na takiej imprezie w dwójkę przynosi wiele korzyści. Największa jest taka, że jedna osoba na bieżąco pisze relację, uzupełnia składy etc., podczas gdy druga skupia się na oglądaniu meczu i gdy zapowiada się na ciekawą akcję z której coś może wyniknąć, informuje o tym osobę obok, która odrywa wzrok od ekranu notebooka i także podąża za akcją, by po chwili opisać wydarzenia sprzed chwili w relacji.
Ale przejdźmy do samego turnieju. Przede wszystkim to co zrobiło na mnie największe wrażanie to nie same zespoły i ich gra na tym turnieju, ale sam stadion. On jest naprawdę niesamowity, nie ma drugiego takiego na świecie, aczkolwiek np. na Maracanie jeszcze nie byłem. Druga sprawa to jednak ekipy, które walczyły i ich poziom, nieosiągalny dla jakiejkolwiek ekipy z Polski. Udział w turnieju wzięły:
  • 1st place: Celtic Glasgow - z dwoma polskimi bramkarzami w składzie, Arturem Borucem i Łukaszem Załuską. Zwycięzca turnieju, który swoje mecze rozgrywał w najsilniejszym składzie. Turniej ten ekipa ze stolicy Szkocji potraktowała głównie jako sprawdzian generalny przed eliminacjami do Ligi Mistrzów. Co ciekawe, była to pierwsza drużyna szkocka która zagrała na Wembley.
  • 2nd place: FC Barcelona - ekipa której chyba nikomu przedstawiać nie trzeba, jednak ku zaskoczeniu wszystkich trener Pepe Guardiola wziął ze sobą na turniej drugi i trzeci skład Barcelony i to on głównie wspaniale zaprezentował się na tym turnieju, wspierany przez graczy z pierwszego składu jak Leo Messi, Eidur Gudhjonsen, Bojan Krkic czy Victor Valdes. Co ciekawe, w obydwu meczach na drugą połowę wybiegała zupełnie inna jedenastka - trener dokonywał wszystkich jedenastu zmian.

  • 3rd place: Tottenham Hotspur, który był w pewnym sensie gospodarzem imprezy, jako team z Londynu. Również zagrał w możliwie najsilniejszym składzie, jednak na skutek licznych kontuzji nie prezentował pełni swoich możliwości.
  • 4th place: Al Ahly, mistrz Egiptu i zwycięzca afrykańskiego odpowiednika Ligi Mistrzów bardzo rozczarował i był o klasę gorszy od pozostałych ekip, o czym świadczą wyniki – 0:5 z Celtikiem, 1:4 z Barceloną.
Ciężko mi nawet opisywać szczegółowo swoje doświadczenia, bo już teraz widzę że notka ta będzie bardzo długa. Największe wrażenie zrobiła na mnie mixed zone, strefa w której piłkarze przechodzą z szatni do czekających na nich autokarów, a po drodze mijają dziennikarzy którym udało się dostać dostęp do tego miejsca. To tu odbywają się wszystkie wywiady, zdobywa się autografy, robi zdjęcia z najsłynniejszymi piłkarzami.

(Eidur Gudjohnsen udziela wywiadu Bratu)
(Heurelho Gomes)
Zaskakujące jednak było często zachowanie piłkarzy, którzy odmawiali wywiadów komukolwiek, np. Messi czy Boruc, ale także większość innych zawodników. Jednak z drugiej strony byli także inni zawodnicy, którzy z przyjemnością udzielali wywiadów, jak np. Łukasz Załuska (Celtic Glasgow), Heurelho Gomes (Tottenham Hotspur) czy Eidur Gudhjonsen (FC Barcelona). Z ciekawszych obserwacji - niektórzy piłkarze przechodzą przez mixed zone ze słuchawkami w uszach, jednak... wcale nie słuchają muzyki, tylko czekają aż ktoś poprosi ich o wywiad. Jeśli nie - mają wytłumaczenie, słuchałem muzyki, wyglądałem na zajętego. Jeśli tak - udzielę. Najlepszy przykład to Giorgios Samaras, który udzielił około pięciu (!) wywiadów i oczywiście jako ostatni zameldował się na pokładzie autokaru Celtiku.

(Giorgios Samaras)
Zdarzyło się kilka przypadków, kiedy piłkarz przechodził obok dziennikarzy i nikt nie poprosił go o wywiad. Zastanowiłem się co w takiej chwili czuje ów gracz – czy jest to rozgoryczenie i niechęć do dziennikarzy, czy też może poczucie „ok, teraz nie chcecie ze mną wywiadu, ale następnym razem zagram tak że jeszcze się kolejka do mnie ustawi!”?
Inna sprawą są konferencje prasowe. Po każdym meczu, zjawia się przynajmniej:
  • trener (Celtic)
  • trener z rzecznikiem prasowym (Tottenham)
  • trener z rzecznikiem prasowym i tłumaczem/tłumaczką (FC Barcelona/Al Ahly).
Dzięki konferencjom prasowym zespołów z czterech różnych krajów dowiedziałem się także wiele o kulturze dziennikarstwa. Niestety, najgorzej wypadła kultura egipska - "dziennikarze" egipscy podczas konferencji głównie przeszkadzali, wchodzili w kadr kamer, nie wyłączali telefonów nawet gdy było to proszone na początku, zadawali naprawdę bzdurne pytania z naciskiem na swoją ekipę, ale najlepsze dla mnie było ich zachowanie podczas ostatniego meczu, w niedzielę. Al Ahly grało z Barceloną, obok mnie siedział "guru" dziennikarzy egipskich, wywnioskowałem to po tym, że inni Egipcjanie ciągle przychodzili się go pytać o najróżniejsze rzeczy. Najciekawsze było dla mnie to, że w pewnym momencie na ekranach na stadionie pojawiły się ujęcia trenera Barcelony, Guardioli, i trenera Tottenhamu, Redknappa, a wyżej wymieniony jegomość zapytał się mnie... kim oni są, czy to ktoś znany. Podobnie było z ekipą Barcelony - musiałem wskazać na liście zawodników którzy to "ci najsłynniejsi"... Rozumiem egocentryzm dziennikarzy egipskich, kiedy ich zespół wygrywa seryjnie mistrzostwo kraju i kontynentu, ale bez przesady... Ostatni mecz turnieju, który przyciągnął na trybuny największą liczbę fanów, spędzili... robiąc sobie nawzajem zdjęcia. Szok.
Innym smaczkiem są słowa powiedziane "nieoficjalnie", jednak jednocześnie nauczyłem się żeby traktować je z rezerwą. Przykład - w piątek, po zakończeniu oficjalnej części konferencji, menedżer Tottenhamu został otoczony wianuszkiem dziennikarzy i powiedział, że Patrick Vieira dołączy do jego zespołu w poniedziałek. Dla niezorientowanych - była to prawdziwa bomba, ponieważ Vieira przez wiele lat grał dla Arsenalu, odwiecznego rywala Tottenhamu, i jego przyjście teraz do rywala zza miedzy to prawdziwa sensacja. Takie słowa nie mogą paść podczas oficjalnej części konferencji, kiedy mówi się o oficjalnych rozmowach, transferach... Jednak najciekawsze było zakończenie tej sytuacji - kiedy Redknapp wrócił do swoich zawodników, najstarszy z dziennikarzy powiedział wszystkim naokoło "publikujemy to dopiero w niedzielę" i dopiero po uzyskaniu potwierdzenia od każdego kółko się rozeszło. Jednak do tej pory (środa) nie ma oficjalnych informacji na temat tego sensacyjnego transferu, dlatego właśnie nauczyłem się patrzeć na takie sensacje z przymrużeniem oka.
Wiele nie zostało tu jeszcze napisane, ale i tak przekroczyłem już zapewne limit na jedną notkę. Postaram się, aby kolejna została opublikowana za dwa dni. Póki co zapraszam do mojej galerii zdjęć z tego wydarzenia.
P.S. Relacje z meczów i wywiady:
1) Relacja z meczu Al Ahly - Celtic Glasgow
2) Relacja z meczu Tottenham Hotspur - FC Barcelona
3) Relacja z meczu Al Ahly - FC Barcelona
4) Relacja z meczu Tottenham Hotspur - Celtic Glasgow
5) Wywiad z menadżerem Tottenhamu, Harrym Redknappem
6) Wywiad z piłkarzem FC Barcelona, Eidurem Gudjohnsenem
7) Wywiad z polskim bramkarzem Celticu Glasgow, Łukaszem Załuską
8) Konferencja prasowa trenera FC Barcelona, Josepa Guardioli (moje tłumaczenie z jęz. hiszpańskiego/katalońskiego)
9) Wywiad z zawodnikiem Tottenhamu Hotspur, Johnem Bostockiem (w przygotowaniu)

8 lipca 2009

Onecizmom mówię "nie"!

Do napisania tej notki zainspirowało mnie samo życie. Jak każdego poranka na emigracji skupiłem się na przejrzeniu newsów ze świata i głównie z Polski. Jak zawsze największą uwagę skupiłem na wiadomościach sportowych i to co ujrzałem tego ranka było tak porażające, że musiałem to skomentować w postaci notki na blogu.

Wiedziałem, że w internetowym światku funkcjonuje określenie "onecizm". Co ono oznacza? W skrócie, są to nagłówki wiadomości (tzw. "headlines'y"), które nie mówią jednoznacznie czego dotyczy wiadomość. O ile w sporadycznych przypadkach może nie być to irytujące, tak to co zobaczyłem dziś na głównej stronie onet.pl sprawiło że straciłem szacunek dla redaktorów tego portalu.

(źródło: onet.pl)

Przejdźmy do konkretów. Najważniejszy news - "Transferowe szaleństwo nabiera tempa, Polak zarobi fortunę". Ok, to jeszcze nie jest najgorsze, ponieważ większość fanów sportu w Polsce wie że chodzi o łodzianina Marcina Gortata. Ale czy nie można było wpisać "Gortat" zamiast "Polak"?

Jednak dalej jest już coraz gorzej. "Gwiazdor chce grać dla Polski, wszystko zależy od prezydenta". Po pierwsze - gwiazdor... czego? Jakiej dyscypliny? Pierwsze moje skojarzenie to Ludovic Obraniak, Francuz z polskimi korzeniami grający w OSC Lille, ale on ma już przecież obywatelstwo i zagra w sierpniu... I o prezydenta czego? Polski? Więc o kogo chodzi? Już wyjaśniam - o Davida Logana, gwiazdę Asseco Prokom Sopot... Gwiazda? A i owszem, i to Euroligi, jednak nie można było od razu podać "Logan chce grać dla Polski"? Nie, bo przecież kto by otworzył tę stronę. Swoją drogą - brawa dla autora, poprawna nazwa sponsora to "Asseco", nie "Asecco".

Idziemy dalej. "Euroliga: mistrz Polski poznał rywali". Bo przecież nie można napisać "Asseco Prokom Sopot poznał rywali", zbyt duża reklama, prawda? Co ciekawsze - tym razem "Asseco" w treści artykułu napisane poprawnie, jednak w opisie zdjęcia nadal "Asecco"...

Kolejny news - "Brazylijski piłkarz chce grać w polskiej kadrze". Ciekawe. Przynajmniej dyscyplinę znamy, zatem zawęża nam to zakres poszukiwać do 5 piłkarzy na poziomie polskiej ekstraklasy oraz 5 piłkarzy z pierwszej ligi (niżej chyba nie wypada się Brazylijczykom zapuszczać)... Ale zaraz, kto powiedział że chodzi o polską ligę? Zatem zakres poszukiwań znowu się rozszerza do milionów, bo może każdy Brazylijczyk chce pójść śladem Rogera i zagrać choćby na Mistrzostwach Europy? Żeby nie trzymać dłużej czytelnika w niepewności wyjaśnię, że chodzi o Hernaniego, obrońcę Korony Kielce, który złożył wniosek o polski paszport. Co więcej, ciekawy jest powód dla którego chciałby grać w polskiej reprezentacji, a nie brazylijskiej. Cytuję "Temat reprezentacji Brazylii dla mnie jest chyba zamknięty z powodu sporej ilości graczy wielkiego formatu. W Polsce myślę, że będę miał spore szanse na powołanie." Śmiać się czy płakać?

Następny tytuł to również coś pięknego, prawdziwa perełka! "Anglicy złożyli ofertę reprezentantowi Polski". Co z tego wynika? Anglików jest ponad 50 milionów. Reprezentantów Polski - zważywszy ogrom dysyplin liczba ta może iść w setki tysięcy... O co chodzi autorowi? Angielski klub żużlowy Eastbourne (swoją drogą niedaleko Brighton oraz miasto, w którym Agnieszka Radwańska wygrała swój czwarty turniej WTA) złożył ofertę Grzegorzowi Walaskowi z Falubazu Zielona Góra. Prawda że każdy się tego domyślił po tytule?

Następna wiadomość - "Wychowanek Realu na celowniku Barcelony". Załóżmy że chodzi o piłkę nożną, aczkolwiek drużyna koszykarska Realu Madryt to jedna z najlepszych ekip w Europie. Rocznie szkółka ta wydaje ponad dwustu zawodników, z których wielu staję się potem gwiazdami, co daje nam liczbę około tysiąca potencjalnych "wychowanków" A Barcelona? Chodzi o FC Barcelona, czy Español? I o jakiej dyscyplinie w końcu mówimy? Koszykarze FC Barcelona to "zaledwie" 15-krotni mistrzowie Hiszpanii, przy 19 tytułach piłkarzy. Zatem o co chodzi? O skrzydłowego Valencii, Juana Manuela Matę, który z Realem Madryt... nie ma już nic wspólnego! Każdy go zna, prawda? Oczywiście, że tylko najwięksi znawcy futbolu przytakną. Ale kto by przeczytał o Juanie Manuelu Macie, piłkarzu Valencii? Prawie nikt. A o wychowanku Realu przenoszącym się do Barcelony? No właśnie.

Zakończę pastwienie się nad onetem i przejdę do innych serwisów, wszakże zaraz mogłyby się podnieść głosy że nikt mi nie każe czytać onetu. Zatem - proszę bardzo. wp.pl i dział sportu:

(źródło: wp.pl)

"Mistrz Polski trafił na Real Madryt!" - mistrz... w bierki? Nie, oczywiście że w kosza, ale jakże lepiej to brzmi! A że wylosował także na Panathinaikos Ateny (aktualnego zwycięzcę Euroligi!), Armani Jeans Mediolan, Chimki Moskwa i EWE Baskets Oldenburg - tego nikt już nie musi wiedzieć, tak z szacunku do rywala...

Znajdziemy także informację o wychowanku Realu Madryt grającym w Valencii, oraz wiele ciekawych i wiele mówiących newsów – "Megaoferta dla Polaka" - kogo? Wstydzi się swojego nazwiska, że zabronił jego podawania? "81 milionów za piłkarza" - KOGO?! Nie skomentuje użycia słowa "debil" w treści newsa dnia.

Żeby się dobić, poszedłem dalej - gazeta.pl:

(źródło: gazeta.pl)

"Amerykańska gwiazda zacznie zgrupowanie z Polską" - dobrze że chociaż zdjęcie jest, chodzi o wspomnianego wyżej Logana. "Oni będą rządzić w lidze" - jakiej lidze? Kiedy? "Lepszy od Federera" - kto? "Jest ratunek dla Wawrzyniaka? | Z Legii do Hiszpanii" - no tak, mało klubów w Hiszpanii i przeciętny fan nie zna żadnego oprócz Realu i Barcelony... Ale rodzynek to "Grecy chcieli bramkarza Legii, a w końcu kupili Polaka". Dyscyplina? Kluby? I najważniejsze - kogo?

Na sam koniec jeszcze interia.pl:

(źródło: interia.pl)

"Niemcy chcą napastnika Realu", "Polak gotowy na wojnę w ringu" - to tylko przykłady...

Żeby uratować choć resztkę nadziei na normalne dziennikarstwo, zerknąłem jeszcze na tvn24.pl. Niestety... "Wybronił Amstronga, pomoże Polakowi", "Real na drodze mistrza Polski" - zupełnie jakby ktoś skopiował wiadomości z innych portali.

Naprawdę, czytając te tytuły wiadomości załamałem się. Tu nie chodzi tylko o onet - wszyscy redaktorzy zachowują się jakby te wiadomości pisała jedna osoba, kontrolująca wszystkie serwisy sportowe. Przyjmijmy dla wygody że tak jest, że dziennikarze mają jedną jaźń. Czy w takim razie ta jedna osoba ma aż tak niskie zdanie o czytelniku? Czy musi zniżać się cały czas do poziomu "Faktu" lub "Super Expresu"?

Ta notka to swojego rodzaju apel do redaktorów najpoczytniejszych serwisów informacyjnych. Aby przestały traktować czytelnika jak idiotę. Wiem, że obecnie cały system edukacji wręcz do tego dąży - aby ogłupić społeczeństwo (wszakże im głupsze społeczeństwo, tym łatwiej nim rządzić), jako przykład wystarczy podać brak rachunku różniczkowego na maturze z matematyki. Rozumiem, że może większość społeczeństwa nie ma wykształcenia wyższego (i całe szczęście, wtedy dyplom magistra niewiele by znaczył), ale to nie znaczy że ta większość to niedorozwinięte półgłówki, które nie rozumieją co się do nich mówi...

Wystarczyło mi tylko zerknięcie na serwis bbc.co.uk aby poczuć różnicę.

(źródło: bbc.co.uk)

Każdy serwis - czy to sportowy, czy biznesowy, czy z plotkami - można edytować aby wybrać najbardziej interesujące dla czytelnika wiadomości. Co więcej, od początku są one jasne i klarowne - filtr "football" i wiem już że Bowyer przechodzi do Birmingham (a nie "Wychowanek Charlton Athletic w beniaminku Premier League", Van Persie podpisał nowy, długoterminowy kontrakt z Arsenalem (zamiast "Holender na długo w klubie Fabiańskiego"). Jest różnica? Ogromna.

Zatem Drogi Czytelniku, jeśli nie zwracałeś do tej pory na to uwagi, zwróć ją teraz na ten problem - tak, to jest problem. Co ja do tej pory zrobiłem? Choćby napisanie tej notki. Dodatkowo to nic trudnego skomentować dany artykuł - ja osobiście robię to często, głównie na wspomnianym onecie. Natomiast kiedy tylko zauważam "Więcej w Fakcie" lub "Źródło: Fakt" ew. "Źródło: SuperExpress" - błagam, zróbcie to samo co ja - zamknijcie natychmiast okno z tą wiadomością, nie czytając jej. Dla swojego dobra, szanujcie swój intelekt. Nie dajcie się ogłupić.

P.S. Na sam koniec jeszcze tylko mały bonus - nie tylko ja zwróciłem na powyższy problem uwagę. Całe szczęście.