Postanowiłem tą notką zakończyć oficjalnie futbolową część kończących się powoli wakacji, żegnając się oczywiście w futbolowy sposób oraz wracając poniekąd do korzeni tego bloga, czyli pisząc recenzję. Nie będzie to jednak zwykła recenzja, ale recenzja książki, którą każdy fan piłki nożnej powinien mieć w swojej bibliotece, nawet więcej - powinien kazać przeczytać ją każdej anty-futbolowej osobie w swoim otoczeniu, aby mogła ona w pełni zrozumieć dlaczego my, fani tej dyscypliny z okazji każdego meczu naszej drużyny udajemy się na stadion/oglądamy mecz w telewizji, przeżywamy gorycz porażki i słodycz zwycięstwa, dlaczego to właśnie ten skórzany worek napełniony powietrzem i ci ludzie kopiący go są dla nas tak ważni.
Książka ta to "We Don't Know What We Are Doing. Adventures with the extraordinary fans of an ordinary team", napisana przez Adriana Chilesa. Fanom brytyjskiego futbolu postaci tej nie trzeba przedstawiać, jednak dla laików tematu wyjaśnię kim jest ów jegomość. Od lat prowadzi najpopularniejszy w Wielkiej Brytanii program podsumowujący angielskie rozgrywki ligowe, "Match of the Day 2" (MotD 1 to sobotnia wersja). Anglik z niecodziennej rodziny - ojciec był Żydem, matka Chorwatką - żonaty, dwie córki, ukończył studia dziennikarskie w Cardiff, od 1993 współpracujący z BBC, początkowo prowadzący swoje autorskie programy. Jednak to, co nas w tym wszystkim najbardziej interesuje, to jego futbolowa pasja i przywiązanie do West Bromwich Albion, klubu piłkarskiego grającego obecnie w Championship, odpowiedniku naszej I ligi. Dlaczego najważniejsze? Bo właśnie o jego pasji i przywiązaniu do tej drużyny jest ta książka, jednak WBA można w tym przypadku wymienić na dowolną inną drużynę, czy to angielską, francuską, hiszpańską, polską, europejską, południowoamerykańską czy jakąkolwiek inną - książka traktuje o prawdziwej miłości i całkowitemu oddaniu dla klubu. Nie tylko autora, ale także konkretnych kibicach swojej ukochanej drużyny, na których głównie skupia się on w swojej książce. Kilka z tych historii chciałbym tu przytoczyć, ale to będzie tylko urywek z historii zawartej w książce. Opisuje ona jeden sezon WBA - sezon, po którym klub ten spadł z Premiership do niższej klasy rozgrywkowej. Gra samego klubu stanowi jednak tło dla najważniejszej części tej książki - historii kibiców tego klubu. Mecz po meczu przedstawiane są kolejne postacie oraz przestawiany punkt widza kibica, ba, Fana przez duże 'F'. Notka ta będzie, długa, pełna fragmentów tej książki, ale mam nadzieję że będzie ciekawą lekturą. Fragmenty książki w oryginalnym języku, ponieważ uważam że podczas tłumaczenia traci się pewien procent tego, co konkretnie autor miał na myśli.Zacznę od przedstawienia kilku sylwetek kibiców. Są to postacie prawdziwe, ich osiągnięcia również - można powiedzieć że każdy z nich oddał większą część swojego życia swojemu ukochanemu klubowi. Oto kilka przykładów:
1)
1)
Podsumowywując - ta książka jest fenomenalna. Czytając ją, brakowało mi tylko jednego - aby zamieścić garść statystyk na końcu książki, z końcową tabelą, ze składami z każdego meczu, strzelcami etc. - pomogłoby to uporządkować część piłkarską książki. Ja osobiście często chciałem zajrzeć na koniec, aby zobaczyć jakim wynikiem zakończył się mecz, którego opis właśnie czytam. Od początku każdy czytelnik wie, że książka ta nie może mieć szczęśliwego zakończenia - WBA spadło do Premiership, gdzie do dziś się znajduje i nikt nie wie kiedy ponownie wróci do elity, ale naprawdę, nie to jest w tej książce ważne. Dla mnie osobiście ciekawe było czytać nazwy typu Craven Cottage, Madejski Stadium, Fratton Park - nazwy, które pewnie nie każdemu fanowi pozwolą skojarzyć ją z klubem. Ja każdy z tych stadionów widziałem, na wielu z nich byłem osobiście i było to bardzo przyjemne uczucie.
Po przeczytaniu książki naszła mnie także inna refleksja - książkę taką jak ta powinien przeczytać każdy fan Barcy, Realu, Man Utd, Chelsea etc. - większość z nich zapewne zakończyłaby lekturę z kwaśną miną i określeniem "głupie", ale byłby tak ponieważ uświadomiłoby to im, co to znaczy być prawdziwym fanem, który równie często (lub nawet częściej) jak smak zwycięstwa musi przełykać gorycz porażki i mimo to ciągle być ze swoją drużyną.
I na absolutny koniec notki - ta notka jest dla mnie wyjątkowa z kilku powodów. Po pierwsze, pisałem ją przez trzy dni, nie mogąc zebrać się i jej skończyć, ale to raczej nie jest powód do chluby. Po drugie, jest to ostatnia notka pisana z Polski - następne będą już z i o Valencii, ponieważ następny rok spędzę w tym mieście na wymianie studenckiej. Życzcie mi szczęścia!
"The man eating the cake is called Dave Taylor. I ask if he misses many games.2)
'No.'
'Well, when was the last one you missed?'
'Don't know. Must be twenty years at least.' (...)
'You haven't missed a game, home or away, for twenty years?'
'No', he replies evenly."
"Back in West Bromwich my car is parked the other side of the ground from where the coaches empty us out. I walk there with a neat, slightly built middle-aged woman who was sitting just across the aisle from me on the coach. (...) Now, as we find ourselves walking in step, I ask her name - it's Yvonne - and if she misses many games. 'Not really,' she says, 'but I can't go to Chelsea because I'm working. (...) Mind you, I've only missed four home games in forty years. Not bad for a female, is it?'3)
I can barely find words to express my admiration for her. 'People sometimes say I'm mad,' says Yvonne, 'but what do they get excited about? Shopping?"
"I get talking to Mike Thomas, whose collection of Baggies [potocznie / pieszczotliwie o WBA] memorabilia is generally thought to be unmatched. He goes to most reserve and youth team games.4)
'What about the first team?' I ask.
'I've missed three in twenty-nine years,' he says. 'One when I had a heart attack, then when I had the angiogram after that heart attack and the third time was when I thought I was having another heart attack."
"I found myself telling about an accountant I recently met at a conference. (...) 'I feel a bit guilty when I meet a West Brom fan,' he said, 'because I used to go, but I stopped. I was one of a long line of Albion [przydomek WBA] fans, but my son turned into a Man Utd fan.' And this is that really made my jaw drop: 'And I wasn't going to try to stop him being a Man Utd fan. I didn't want him to be a Albion fan. I didn't want him to grow up with a loser's mentality.'"5)
"We go 2-0 up but just before half-time Bradford pull one back, a significant event for another fan close by, Elena Sergi. She's twenty, a law and history student at Keele University, and has a season ticket with her dad. She has not seen us concede a goal in ten years. This is because any time the ball comes anywhere near our penalty area she buries her face in her dad's coat. But tonight, disaster strikes: 'I went to get a hot chocolate and as I came out in sight of the pitch I just saw the ball go into the net. I was holding hot drinks so I couldn't cover my eyes. I just stood there holding these hot chocolates.'"6)
"I am late to pick up Vic Stirrup from his home in Smethwick. (...) I don't want to be late because Vic has only missed five matches, home or away, since serving as an anti-aircraft machine-gunner in the Second World War. I really don't want to be responsible for him missing his sixth."7)
"[Odwiedzając chłopca leczonego chemioterapią, kibica WBA] I ask him what he was really more worried about when he came in on that Thursday to be told that he had cancer. Surely it was health rather than the possibility of not being able to get to Man City?8)
'Man City,' he says firmly.
'Honestly?'
'Yeah. That was the big thing."
[Mecz rezerw, WBA - Wigan Athletic] "Just outside the players' entrance, I'm recognised by a forty-something man with a gentle kind of northern accent. We shake hands. His name is Pete Moran. Surely, not a Wigan Athletic reserves fan?9)
'Stoke [City],' he says, as if by the way of explanation.
'So what are you doing here?'
'Just fancied watching a game and I saw this was on.'
'Do you get to many?'
'I did two on Saturday, two non-league games. There were no others because of the international. This is my fifty-third of the season.'
'Fifty-three?' I echo in wonder. It's the tenth of October [8. kolejka]. (...)
'My record for one season is 263. Sad, aren't I?"
"My phone buzzes with a text. It's from Sandra. 'Fanfuckingtastic.' I'd forgotten about Sandra. She wasn't here today [watching the game]. Selfishly, her husband has taken her to Prague for the wekend. It's the first game she has missed since she can remember. I call her to hear that, happily, they found a sports bar but, unhappily, though it had Sky Sports on, there was no sound, because a load of Germans wanted the sound up on a Bundesliga game. 'So every time it went live on the Hawthorns [stadion WBA], we couldn't hear what they were saying."10)
"The pressure on me [of Christmas] starts early. I an offered three tickets for a children's carol service at the Royal Albert Hall.11)
'Great,' I say, 'when?'
They are for the Saturday before Christmas. The Albion are at Portsmouth. What would be the right thing to do? Take my children to a carol service they'd really enjoy or take myself to a football match I almost certainly won't enjoy? I go to Fratton Park [stadion Portsmouth]."
"I drive to the Hawthorns where I'm going to pick up the coach. Dave Holloway, the coach king, is swearing profusely with the stress of it all, but finally we are all abroad and on our way. (...) I ask Dave what the Albion means to him. He shrugs and says: 'Everything.'12)
He went to his first match when he was seven in September 1970 and by the time he was in his teens he was going regularly. 'In February 1976 I missed the home game against Bristol Rovers because I got the flu and my mum wouldn't let me go. But I haven't missed a home game since. In fact Vicky, my missus, was born in seventy-seven, so I actually haven't missed a home game in Vicky's lifetime."
"There is a fan called Mark from Guildford who often drinks in here. He's got a proper south-east accent and no connection with the Midlands [region w którym leży West Bromwich] at all. 'So why do you support us?' I ask.Podobnych historii jest w tej książce dużo więcej, m.in. historia kobiety, która zaczęła chodzić na każdy mecz WBA po śmierci męża, którego prochy rozsypano na środku boiska; historia mężczyzny, który pamięta strzelców i minuty każdego gola strzelonego przez WBA z ostatnich dwudziestu lat; historia samego autora, który pomimo przebitej nożem dłoni bardziej martwił się czy zdąży po operacji na mecz z Chelsea niż o swoje zdrowie; o niewidomym, który mecze ogląda poprzez relację swojego ojca, siedzącego obok; 35-latka z porażeniem mózgowym, który przeżywa każdy mecz bardziej niż niejeden kibic; mężczyzny, który obejrzał 750 kolejnych meczów WBA... i wiele innych. Jednak co jeszcze jest fantastyczne w tej książce, to przedstawienie uczuć towarzyszącym kibicowaniu. Najbardziej dostaje się kibicom Manchesteru United:
He shrugs.
'Well, you must have some idea.'
'To be honest, think it's 'cos when I was a kid they just used to lose all the time, so I felt sorry for them.'
Tonight we're all feeling sorry for ourselves."
1)
"Sandy Wolfson, a psychologist at Northumbria University with a special interest in the behaviour of football fans, has overseen research in which hundreds of football fans were asked why they came to support a team. Of those asked, 35 per cent said it was because of where they lived, but 36 per cent put it down to who their family supported. Sandy, I have no report, urges me to take some of this with a pinch of salt because hardly a single respondent cited the success of the team as the reason they started supporting them. 'Who are all those Man Utd fans, then?' she cries."2)
"As the coach gets closer to the ground, we get edge through thickening crowds of Man Utd fans. We look at them in wonder; they look at us in wonder. They simply can't understand what it's like to support a team as crap as ours. We simply can't understand how they can support a team like Man Utd and be taken seriously. How can we know they mean it? How can we know they're for real? And how can they begin to understand our motivation? We baffle each other; we quite pity to each other. Alan looks out of the window and then at me and says, with the quiet satisfaction of a man who knows he speaks the truth, 'One of our wins is worth twenty of theirs.' Precisely. In this context I start to feel rather sorry for them."3)
"Men are supposed to think about sex every six seconds. I don't know if that's true, but I certainly think about West Brom more than I think about sex. During the season I think about them constantly. In fact, I don't believe they're ever completely out of my mind. Whatever else I'm doing, from bathing the children to presenting live television programmes, there's a bit of my under-sized brain bothering about the blue and white [kolory WBA]."4)
"(...) I'm in coach number one, Dave Holloway's coach. It's first off the car park. Behind us, another dozen or more coaches fall into line. As we pull away from the Hawthorns, I feel suddenly, unashamedly, profundly emotional. We are as one on these coaches. We're a small benevolent army. We are together, and being aboard one of this fleet fosters a special sense of belonging."5)
[Po zwycięstwie nad Bradford dzięki rzutowi karnemu w doliczonym czasie gry i awansie do kolejnej rundy Carling Cup] "I was standing next to a short, middle-aged man with tattoos and a shaven head. He started crying when the penalty was awarded and continued to do so once it had been scored. He wept for the remainder of the game and long after the final whistle. He might still be there now. Just as Humphrey Bogart said to old what's-her-name in Casablanca, 'We'll always have Paris', do we can always say to each other that, no matter how bad things get, 'We'll always have Bradford.' No one can take that away from us."6)
"I've got a friend who supports Birmingham City. One Saturday he came down to London to stay with me. We talked a bit about the Albion who, not usually, had lost that day. Then I asked him who the Blues [przydomek nie tylko Chelsea, ale i Birmingham City] had played.7)
'Oh, don't know,' he said.
To me, my friend is not a fan. He can't be. If you're a proper fan, your fixture list will be hard-wired in your head. You'll know who your next three games are against at least, and you'll certainly know if, and who, you are playing that day. And if you're not at the game, whatever you're doing, wherever you are going, wherever you are in the world, you will be totally in bits until you find out what the result is."
"I suppose football is a bit like religion in that you can believe in God without going to church."I na sam koniec, polski wątek w tej książce nie kończy się tylko na Sylwi, polskiej sprzątaczce w domu A. Chilesa, ale na Tomaszu Kuszczaku, który w sezonach 2004/05 i 2005/06 bronił barw WBA. W sezonie 04/05 zagrał w dwóch meczach - przedostatnim w sezonie przeciwko Man Utd (wchodząc z ławki zdobył nagrodę Man of the match) oraz ostatnim przeciwko Portsmouth. Wygrana 2-0 i szczęśliwy układ pozostałych 4 (!) meczów zespołów zagrożonych spadkiem ocalił WBA, póki co jedyną drużynę w historii, która będąc na ostatnim miejscu w Premier League na Gwiazdkę nie spadła do klasy niżej. Sezon 2006/07 spędził już na wypożyczeniu w Manchesterze, i po jednym sezonie został definitywnie wykupiony z Albionu. Ale wracając do książki. Mecz z Wigan na wyjeździe. WBA prowadzi 1-0, ostatnie minuty meczu i desperacka obrona gości.
"The dying moments. By now, I have run out of diversionary tactics and have to focus on the game. I'm almost starting to believe that we will win when there is a goalmouth scramble - at our end, obviously. The ball squirts to the right corner of the six-yard box where Jason Roberts [napastnik Wigan Athletic] is advancing unopposed towards an empty goal. My buttocks tighten, but then relax as I accept that he must score. In a nanosecond I look at the clock, realise that a draw isn't a bad result. But at the conclusion of this nanosecond, just as Jason Roberts pulls the trigger, our Polish goalkeeper, Tomasz Kuszczak, launches himself across goal, his arms aloft, his mouth agape. Incredibly, he saves it.Co warte podkreślenia - ponieważ autor pisał książkę na bieżąco i nie wracał do poprzednich zdarzeń, nie dopisał że za tę interwencję Kuszczak otrzymał nagrodę Save of the season, przyznawaną przez widzów BBC, konkretnie właśnie Match of the Day, programu, którego Chiles jest prowadzącym. Pół roku po tym meczu, Tomek był już bramkarzem Czerwonych Diabłów.
Mark, agog, gasps: 'Fuck. Ing. Hell.' And laughs.
The final whistle goes and the world seems an altogether happier place."
Podsumowywując - ta książka jest fenomenalna. Czytając ją, brakowało mi tylko jednego - aby zamieścić garść statystyk na końcu książki, z końcową tabelą, ze składami z każdego meczu, strzelcami etc. - pomogłoby to uporządkować część piłkarską książki. Ja osobiście często chciałem zajrzeć na koniec, aby zobaczyć jakim wynikiem zakończył się mecz, którego opis właśnie czytam. Od początku każdy czytelnik wie, że książka ta nie może mieć szczęśliwego zakończenia - WBA spadło do Premiership, gdzie do dziś się znajduje i nikt nie wie kiedy ponownie wróci do elity, ale naprawdę, nie to jest w tej książce ważne. Dla mnie osobiście ciekawe było czytać nazwy typu Craven Cottage, Madejski Stadium, Fratton Park - nazwy, które pewnie nie każdemu fanowi pozwolą skojarzyć ją z klubem. Ja każdy z tych stadionów widziałem, na wielu z nich byłem osobiście i było to bardzo przyjemne uczucie.
Po przeczytaniu książki naszła mnie także inna refleksja - książkę taką jak ta powinien przeczytać każdy fan Barcy, Realu, Man Utd, Chelsea etc. - większość z nich zapewne zakończyłaby lekturę z kwaśną miną i określeniem "głupie", ale byłby tak ponieważ uświadomiłoby to im, co to znaczy być prawdziwym fanem, który równie często (lub nawet częściej) jak smak zwycięstwa musi przełykać gorycz porażki i mimo to ciągle być ze swoją drużyną.
I na absolutny koniec notki - ta notka jest dla mnie wyjątkowa z kilku powodów. Po pierwsze, pisałem ją przez trzy dni, nie mogąc zebrać się i jej skończyć, ale to raczej nie jest powód do chluby. Po drugie, jest to ostatnia notka pisana z Polski - następne będą już z i o Valencii, ponieważ następny rok spędzę w tym mieście na wymianie studenckiej. Życzcie mi szczęścia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz