Gdzie: Bulwary Wiślane, Kraków
28 czerwca 2009
Re(we)lacja - Wianki '09, Kraków
Gdzie: Bulwary Wiślane, Kraków
9 czerwca 2009
Dzień potrójnie wyjątkowy
Tego roku 7. czerwca był dla mnie datą potrójnie wyjątkową. Po pierwsze i najważniejsze, był to dzień 23. rocznicy urodzin mojego Brata, z którym spotkania już nie mogę się doczekać. Po drugie, tego dnia zakończył się BEST Polish Meeting w Sulejowie, podczas spędziłem 3 fantastyczne dni bawiąc się w towarzystwie Beściaków z całej Polski. I po trzecie, najważniejsze z punktu widzenia mnie jako obywatela - tego dnia odbyły się drugie w Polsce wybory do Europarlamentu i o tym właśnie będzie ta notka - zupełnie niezwiązana z muzyką, z Erazmusem, ale wydarzenie na tyle ważne dla mnie, że postanowiłem o nim napisać parę zdań.
Zacznę od swojego postrzegania dnia takiego jak wybory. Przede wszystkim, nie wiem czy jest to spowodowane moim wychowaniem, czy też tym że naprawdę bardzo interesuję się polityką zarówno wewnętrzną-polską, jak i międzynarodową, czy też czymś innym. Tego dnia, kiedy wracałem "wykończony" po pobycie w Sulejowie, główną myślą jaka chodziła mi po głowie było "Tomasz, musisz iść na wybory, odpoczniesz jak tylko zagłosujesz". Sen, zmęczenie i inne przyziemne sprawy na chwilę straciły znaczenie - liczyło się tylko oddanie ważnego głosu. Dlaczego teraz tak to podkreślam? Z prostej przyczyny - nie jestem w stanie pojąć, jak ktoś na pytanie "Dlaczego nie zagłosowałeś/aś w wyborach?" odpowiada mi "Po co?"...
Dla mnie jest to coś na kształt obowiązku. Oczywiście nie ustanowionego nigdzie w postaci odpowiedniego aktu prawnego, nie, coś na zasadzie moralnego obowiązku aby pójść i wziąć odpowiedzialność za mój kraj, oraz za mój kontynent w swoje ręce. Niby to tylko jeden głos, ale tak naprawdę te "tylko jedne głosy" urastają w setki, tysiące, dziesiątki tysięcy i tak dalej. Choćbym nie wiem jak chciał, nigdy nie zrozumiem ludzi, którzy nie idą do urn. Dla mnie też trudno było odpowiedzieć na problem pt. "Nie ma na kogo głosować", ale wtedy można przecież oddać pusty głos - podkreślić tylko że się było na wyborach, że chce się mieć wpływ na swoją przyszłość, mimo iż w danej chwili jest to niemożliwe. Jestem dumny z Brata, który aby zagłosować musiał wiele się w Wielkiej Brytanii natrudzić, ale udało mu się to.
Mimo iż kandydat na którego głosowałem nie dostał mandatu europosła, to i tak czuję, że zrobiłem coś, co zrobić musiałem i nie będę rozpaczał, licząc że inni kandydaci również dobrze będą reprezentować mnie, zwykłego polskiego obywatela, w Parlamencie Europejskim. W swoim dotychczasowym życiu brałem udział we wszystkich dotychczasowych wyborach, czy to do parlamentu, czy to na przewodniczącego klasy w podstawówce, czy to na prezesa mojej organizacji studenckiej - nie liczyło się i nadal nie liczy w jakiej sytuacji głosujesz - liczy się to, że chcesz brać swój los w swoje własne ręce. Dlatego też naprawdę wstyd mi, nie tylko jako Polak, ale jako Europejczyk, że frekwencja w Polsce wyniosła zaledwie 24,53%. Zaledwie co czwarty z nas zagłosował... Wstyd.
Zastanawiałem się ostatnio nad krajami typu Belgia czy Malta, gdzie głosowanie jest obowiązkowe i za niestawienie się bez poważnego usprawiedliwienia jest karane karą 250€. Rozmawiając o tym ze znajomymi spotkałem się z zarzutami, że jest to łamanie zasad demokracji etc. Ale z drugiej strony - to nie jest tak, że ludzie sami wypierają się tej demokracji, o którą tak walczyli? Moim zdaniem wprowadzenie obowiązku głosowania byłoby rewelacyjnym pomysłem. Może nie z tak ogromną dla przeciętnego Polaka karą, ale kara choćby kilkudziesięciu złotych mocno wpłynęłaby na lenistwo (lub może lepiej nazwać to po prostu głupotą?) obywateli? Niestety żyjemy w takim kraju, gdzie wyegzekwowanie powyższej kary zajęłoby czas do kolejnych eurowyborów...
Wspomniałem już o tym paradoksie, że w Polsce, gdzie mamy jeden z największych współczynników euroentuzjastów osiąga się tak niski wynik frekwencji, ale pragnąłbym go jeszcze tylko opisać w kilku zdaniach więcej. Kilka dni temu świętowaliśmy 20-tą rocznicę pierwszych wolnych wyborów w powojennej Polsce. Wtedy do urn poszło 62,70% uprawnionych, ludzi którzy wierzyli w możliwość zmian w ich życiu. Wtedy im się udało, dlatego zastanawiam się dlaczego teraz ludzie już nie wierzą że teraz też mają wpływ na ich życie?
Jestem Polakiem, jestem obywatelem i jestem dumny że zagłosowałem. Dlaczego zagłosowałem? Bo tak mi powiedział mój obywatelski obowiązek. Szczerze żałuję, że 75% pozostałych "obywateli" nie usłyszało tego zewu obowiązku...