Szczęściem człowieka jest posiadać znajomych, którzy wyciągają Cię na koncerty różnych zespołów, o których wcześniej nie miało się zielonego pojęcia że istnieją. Oczywiście, aby ten warunek został spełniony trzeba mieszkać w miejscu, gdzie takie koncerty mają szansę się odbyć, a mnie właśnie takie szczęście spotkało. Ostatni tego podobny przypadek miałem ok. 4 lata temu, kiedy nie znając jakiejkolwiek twórczości Starego Dobrego Małżeństwa poszedłem na ich koncert w Teatrze Muzycznym w Łodzi... i do dziś z przyjemnością lubię czasem wrócić do ich utworów.
Ale wracając do tematu - kilka tygodni temu byłem na koncercie grupy Shannon, olsztyńskiej formacji grającą muzykę... celtycką (irlandzką, szkocką, bretońską), wymieszaną z nowoczesnymi stylami muzycznymi. Do momentu kiedy pierwsze dźwięki dotarły do moich uszu nie miałem zielonego pojęcia ani co to jest ten Shannon ani czego się mogę spodziewać, jednak to co zobaczyłem/usłyszałem przekroczyło moje najśmielsze oczekiwania.
Koncert miał miejsce w oberży folkowej Zapiecek. Dla tych, którzy nie znają Łodzi albo Zapiecka przedstawię obraz, jaki widziałem. Wyobraź sobie że siedzisz w piwnicy małego lokalu, pogrążonej w ciemnościach. Jedyne światło to płomienie świec, po jednej na każdym stoliku. Panuje absolutna cisza, każdy w skupieniu oczekuje... i na małej scenie zapala się światło i zaczynają z niej płynąć delikatne dźwięki gitary akustycznej a chwilę później melodyjny głos...
Uwierz mi, można się rozpłynąć, tak jak i ja się rozpłynąłem.
Drugim zespołem, który odkryłem dzięki temu samemu znajomemu to Balkan Sevdah. Tak, wiem, wszystko ta nazwa każdemu mówi. :-)
Balkan Sevdah to warszawska grupa posiadająca w swoim repertuarze pieśni wywodzące się z różnych rejonów Bałkanów. Przyznam się że słysząc jaką muzykę wykonuje ta grupa miałem duże obawy czy na pewno przypadnie mi ona do gustu, jednak moje obawy okazały się płonne.
Znów trafiłem do Zapiecka, tym razem jednak takiej magicznej atmosfery jak poprzednio nie było, ale i tak warto było się pojawić. Zespół swoją muzyką wprost hipnotyzował słuchaczy, i choć praktycznie nikt na sali nie miał pojęcia o czym jest dany utwór, to wszyscy pochłaniali dźwięki, rozumiejąc utwór... sercem. Bo właśnie o tym były te utwory - o miłości, samo słowo "sevdah" znaczy w języku krajów bałkańskich właśnie "miłość", "kochanie".
Skład tej oryginalnej grupy to Marcin Zadronecki (śpiew, tambura, buzuki, instrumenty perkusyjne), Marcin Pukaluk (akordeon, śpiew, instrumenty perkusyjne), Oliwier Andruszczenko (klarnet, instrumenty perkusyjne, śpiew) oraz Kasia Zadora (djembe, darabuka, riqq, śpiew). I to właśnie na tej ostatniej postaci zatrzymam się na chwilę dłużej. Podczas owego koncertu tak bardzo Katerina wczuła się w grę, że od gry na djembe pękł jej naskórek na palcu i zespół nie przerwał gry, tylko zachował się jak profesjonaliści i zaczęli grać utwór bez djembe, aby pozwolić koleżance dojść z kłopotliwym palcem do porządku. Po ratunku ze strony publiczności (czyt. pomocy plastrem) zespół mógł dalej snuć swoje opowieści po Bałkanach...
W deezerze obok możecie posłuchać kilka utworów tego właśnie oryginalnego wykonawcy, nie pytajcie się mnie o czym są bo... nie mam pojęcia :-) Ale przyznam się że wychodziłem z tego koncertu oczarowany, głównie tym, jaka bałkańska muzyka może być wciągająca, także w wykonaniu Polaków. Szacunek.
Jakie będzie następne "odkrycie"? Tego nie wie nikt ;-)
Na końcu deezera utwór Happysad, który chodzi mi od kilku dni po głowie... Zresztą jest poniekąd zapowiedzią nowej notki, ale to dopiero za jakiś czas.
P.S. deezer odmawia mi aktualnie współpracy, postaram się jak tylko będzie działał uaktualnić playlistę.